Carmen z Nowogrodzkiej

M. Wisnowska

Maria Wisnowska była piękną , młodą i utalentowaną aktorką warszawskich scen teatralnych u szczytu kariery. Nazywana „Carmen z Nowogrodzkiej” miała być następczynią Heleny Modrzejewskiej. Lubiła grać „femme fatale” oraz romansować z licznym mężczyznami. Wkrótce jeden z romansów stał się dla niej tragiczny.

M. Wisnowska 2Maria Wisnowska przyszła na świat w Warszawie w przeddzień Wigilii 23 grudnia 1859 roku. Była córką Emilii z Hoffmanów i Oswalda Wisnowskiego. Ojciec Marii pochodził ze Zgierza, gdzie wszyscy znali go pod nazwiskiem Jan Wiśnieski. Kiedy przyjechał do Warszawy i zaczął robić karierę i pieniądze, postanowił zmienić nazwisko.

Podobno talent aktorski „Wisienka”, bo tak zdrobniale wołano na nią w domu, zdradzała już od najmłodszych lat, dużo czytała, a potem w gronie rodzinnym recytowała fragmenty utworów. W wieku kilkunastu lat wysłano ją na prywatną pensję. Miejsca tego nie wspominała dobrze, a po latach Gabriela Zapolska stwierdziła nawet, że to właśnie pensja wypaczyła ją psychicznie. Jednak to tam w szkolnych teatrzykach zagrała swoje pierwsze role.

dsc05799 1Na prawdziwej scenie zadebiutowała w wieku 22 lat we Lwowie. Publiczność od razu ją pokochała i jej kariera zaczęła się szybko rozwijać. Po dwóch latach wróciła do Warszawy i zaczęła występować na deskach Teatru Rozmaitości. Niewątpliwie utalentowana aktorka dostawała coraz lepsze role i coraz wyższe wynagrodzenie.  W słynnych pojedynkach na oklaski zwyciężała niejednokrotnie ze swoją największą rywalką, Jadwigą Czaki. Jej specjalnością stały się role kokietek, „pierwszych naiwnych”, femme fatale. Lubiła szokować, nie miała problemu z ukazywaniem się na scenie w negliżu.

Złośliwi twierdzili, że do swoich ról nie musi się przygotowywać, bo taka jest naprawdę. I było w tym zapewne sporo prawdy. Wisnowska była osobowością rozedrganą emocjonalnie, nieodrodnym dzieckiem epoki fin de sie’cle. Jej życiem rządziły trzy namiętności: teatr, miłość (a raczej seks) oraz śmierć. Fascynowały ją trucizny i broń, podobno stale nosiła na palcu pierścionek wypełniony kurarą.

W swoim buduarze trzymała dwa szkielety z kości słoniowej. Lubiła opowiadać, jak wyobraża sobie swój pogrzeb (ciało w białym peniuarze leżące wśród kwiatów i otoczone tłumem wielbicieli), twierdziła, że spełnieniem byłoby dla niej pożegnanie się z życiem na deskach teatru.

Maria Wisnowska

Była dość niezwykła: niska, o dość przeciętnych rysach twarzy, miała lekko zaokrąglone kształty. Jednak jej sposób poruszania się, hipnotyzujące, błękitne oczy, tajemniczość i seksapil powodowały, że mężczyźni hurtowo tracili dla niej głowę. Aktorka prowadziła w swoim mieszkaniu salon towarzyski, w którym przyjmowała prawie wyłącznie przedstawicieli płci przeciwnej. Dla nikogo nie było tajemnicą, że wizyty te nie polegają jedynie na przyjacielskiej rozmowie. Tym bardziej, że Wisnowska potrafiła nawet w miejscu publicznym gorszyć pruderyjne społeczeństwo – np. unieść suknię i pokazać gołe nogi.

Bywali u niej między innymi znani muzycy i aktorzy (gorący romans łączył ją przede wszystkim z tenorem Aleksandrem Myszugą), literaci, dziennikarze, prawnicy, przemysłowcy. Warszawa przymykała na to oko, do czasu, kiedy „Wisienka” zaczęła otwarcie flirtować z oficerami i urzędnikami carskimi. Aktorka nic sobie z tego jednak nie robiła, a romans z generałem Palicynem, prezesem teatrów warszawskich, zapewniał jej stabilność zawodową, a w przyszłości miał dać sposobność wyjazdu za granicę.

Wisnowska lubiła bawić się uczuciami zafascynowanych nią mężczyzn. Edward Michałowski wspominał, że kiedy nie udało się jej hipnotycznym spojrzeniem namówić go do pocałunku, spróbowała innego sposobu. Wzięła do ust jakąś pigułkę i stwierdziła, że zawiera ona strychninę, a on całując ją będzie musiał wyjąć pastylkę wargami i połknąć. Inaczej ona ją zażyje. Przerażony Michałowski pocałował ją, a pastylkę wypluł. Bardzo ją to rozbawiło.

Aleksander Barteniew
Aleksandr Barteniew (1868 – 1932) – rosyjski kornet grodzieńskiego pułku huzarów lejbgwardii carskiej, kochanek i morderca Marii Wisnowskiej.

Igrała także z uczuciami swojego, jak się później okazało, ostatniego kochanka carskiego – huzara Aleksandra Barteniewa. Na jej przedstawieniach licznie zjawiali się licznie oficerowie rosyjscy, także dla nich „Wisienka” była obiektem erotycznych westchnień. Podziwiali pannę Wisnowską i wzdychali do Niej a młoda aktorka zdawała się dawać Im nadzieję na coś bliższego.

W ten sposób poznała młodego rosyjskiego oficera Bartniewa. Oficer pułku huzarów lejbgwardii z Grodna był od niej o kilka lat młodszy. Początkowo podziwiał swą wybrankę serca jedynie na deskach teatralnej sceny, przychodził na każdy jej występ i niemal codziennie wysyłał jej bukiet kwiatów.

W końcu Wisnowska i Barteniew zaczęli się spotykać. Swój związek oficjalnie jednak ukrywali. Aktorka wykorzystywała i wielokrotnie upokarzała młodego i zakochanego w niej oficera, flirtując z innymi mężczyznami w Jego obecności. Sam Barteniew był bardzo zazdrosny o swoją ukochaną. Na życzenie aktorki huzar wynajął niewielkie mieszkanie przy ul. Nowogrodzkiej 14. To właśnie tam po kilku miesiącach schadzek doszło do tragedii.

30 czerwca 1890 r. o godz. szóstej po południu Wisnowska zjawia się w garsonierze Barteniewa. Ten już na nią czeka. Mimo nieporozumień, jakie miały miejsce w poprzednich dniach, kochankowie początkowo są w dobrych nastrojach. Wieczór zapowiada się dobrze. Wisnowska mówi, że jest głodna, więc prędko zostaje przygotowany talerz zimnych przekąsek. Kochankowie piją wino musujące i porter, rozmowa gładko płynie. Barteniew już zdążył poddać się temu radosnemu nastrojowi, gdy Wisnowska nagle traci wesołość i szybko jednak wpada w melancholię. Zaczyna opowiadać o planach wyjazdu za granicę, czym doprowadza Barteniewa niemal na skraj rozpaczy. Mówi, że gdyby nie był Rosjaninem, to mogliby wziąć ślub i spędzić resztę życia razem. Ale przecież jego rodzina nie zgodzi się na taki mezalians. Nastrój staje się coraz bardziej ponury. W końcu Wisnowska stwierdza:

„Czy ty mnie kochasz, jeśli byś mnie kochał, nie groziłbyś mi swoją śmiercią, ale zabiłbyś mnie już wtedy, kiedy pierwszy raz zdecydowaliśmy się na to. (…) Jestem kobietą, nie mam tej stanowczości, którą ty powinieneś mieć, inaczej sama dawno bym już z sobą skończyła. Boję się tylko cierpień przed śmiercią, śmierci nie boję się wcale!”.

Barteniew jest coraz mocniej rozstrojony, szumiący w głowie alkohol powoduje, że myśl o wspólnym samobójstwie staje się coraz intensywniejsza. Oboje zaczynają pisać listy pożegnalne. Wisnowska niszczy kolejne skreślone własnoręcznie epistoły, w końcu zostawia tylko dwie karteczki – list do generała Palicyna i list, w którym żegna się z matką. Pisze chaotycznie, szarpana emocjami:

„Człowiek ten postąpił sprawiedliwie, zabijając mnie… Ostatnie pożegnanie dla drogiej, świętej matki i Aleksandra… Żal mi życia i teatru… Matko moja biedna, nieszczęśliwa, przebaczenia nie błagam, umieram bowiem nie z własnej woli… Matko, zobaczymy się jeszcze tam, w górze. Czuję to w ostatniej chwili. Nie igra się z miłością”.

Z fałd spódnicy Wisnowska wyciąga dwie buteleczki: w jednej jest chloroform, w drugiej opium. Z tych składników kochankowie przyrządzają truciznę i oboje ją wypijają. Mikstura jest jednak za słaba, śmierć nie nadchodzi. W końcu roztrzęsiony Barteniew przyłożył lufę rewolweru do jej piersi i oddał celny strzał w serce. Strzał padł około 3 nad ranem. Kula przebiła płuco, serce i zatrzymała się w kręgosłupie. Wisnowska zmarła natychmiast. Miała zaledwie 30 lat.

Ciało zabitej aktorki.

Później Barteniew celuje do siebie, ale ostatecznie drugi strzał nie pada. W osłupieniu patrzył na ciało ukochanej, nie do końca chyba zdając sobie sprawę z tego, co się stało. Dlaczego Barteniew przeżył mimo połknięcia trucizny? Prawdopodobnie mieszanka opium i chloroformu była po prostu za słaba. Jednak to, dlaczego nie strzelił w swoją stronę, pozostaje tajemnicą. Przez trzy godziny miota się po mieszkaniu, w końcu rusza w stronę Łazienek, do koszar swojego pułku.

W koszarach jest szósta rano. Aleksander Barteniew spotyka kolegę rotmistrza  Aleksandra Lichaczowa i oznajmia mu: „Oto moje szlify! Zabiłem Manię!”. Lichaczow jest zaskoczony, nie ma pojęcia, o jakiej Mani mówi. Barteniew wyjaśnia więc, że chodzi mu o znaną aktorkę teatralną Marię Wisnowską. Rotmistrz wie, że oficer nie stroni od kieliszka i początkowo uznaje jego słowa za pijacki bełkot. W postawie Barteniewa i tonie jego głosu jest jednak coś niepokojącego, coś, co powoduje, że ostatecznie ubiera się i budzi śpiących w koszarach innych oficerów. Wspólnie dochodzą do wniosku, że tajemniczą sprawę trzeba jednak zbadać.

Do mieszkania aktorki, mieszczącego się przy ulicy Złotej 3, udaje się kornet, hrabia Bazyli Kapnist. Drzwi zastaje jednak zamknięte, a służba potwierdza, że pani nie wróciła na noc do domu. W międzyczasie przepytywany Barteniew wyznaje, że do zbrodni doszło w wynajętym przez niego mieszkaniu przy ul. Nowogrodzkiej 14. Kapnist i sztabsrotmistrz Julian Jelec jadą na miejsce. Po drodze zawiadamiają policję.

Przed kamienicą czeka już na nich rewirowy Borkowski. Wspólnie wchodzą do mieszkania pod numerem 1. Prowadzi do niego wąski, ciemny korytarz. Mężczyźni zapalają świecę. Drgający płomień wydobywa z mroku stolik, stojące na na nim talerze z resztkami niedojedzonej kolacji, dwie butelki, jedną pustą i jedną niedopitą, szklankę z resztką jakiegoś czarnego płynu oraz znajdujące się po prawej stronie niedomknięte drzwi, prowadzące do niewielkiego pokoju.

Zaglądają do środka. Pomieszczenie tonie w mroku. Ściany, piec i okno zasłonięte są draperiami. Nie ma żadnych mebli poza szeroką, turecką otomaną, na której gwardziści i rewirowy dostrzegają leżącą bezwładnie w koszuli nocnej Marię Wisnowską. Na jej ciele pod lewą piersią, w okolicy serca, widnieje okrągła rana, z której sączy się jeszcze gęsta krew. Poniżej leżą dwa bilety wizytowe, a tuż obok, w fałdach koszuli, trzy wiśnie. Tak o to śmierci aktorki opisał „Kurjer Warszawski”:

„Wisnowska zawsze była egzaltowaną, egzaltowaną do przesady. (…) Nie pociągała szlachetnością, przymiotami serca lub umysłu, lecz tą właśnie nadzwyczajnością. Przyjaciół nie miała, wielbicieli liczyła na tuziny…”.

Po aresztowaniu, podobno w czasie przesłuchania, pozostawiono Barteniewa samego z pistoletem, by ten honorowo popełnił samobójstwo, czego ten nie zrobił. W czasie procesu bronił go jeden z najlepszych rosyjskich adwokatów Fiodor Plewako, a jego mowa obrończa przeszła do historii rosyjskiego sądownictwa.

Ostatecznie 22 lutego 1891 r. o godzinie 8.30, Sąd Okręgowy Warszawski uznając Aleksandra Bartenjewa za winnego, postanawia:

” Byłego korneta grodzieńskiego pułku huzarów lebgwardii, szlachcica, Aleksandra syna Michała Bartenjewa, lat 23, pozbawić wszystkich praw stanu i szlachectwa i zesłać do ciężkich robót na lat osiem, a po ukończeniu ciężkich robót, bądź z powodu upływu zakreślonego ich terminu, bądź z innych przyczyn, osiedlić go w Syberii na zawsze.”

Barteniew od początku przyznawał się do zabójstwa. Zeznawał, że wspólnie z Marią planowali podwójne samobójstwo. Do końca zarzekał się, że nigdy nie zostali kochankami. Jendak sąd odrzucił tłumaczenie Barteniewa o planowanym podwójnym samobójstwie. Zakwestionowano prawdziwość listów napisanych przez Wisnowską, stwierdzono, że truciznę i rewolwer przyniósł do garsoniery sam Barteniew, który, obawiając się, że aktorka go porzuci, odurzył ją chloroformem, a potem nieprzytomną zastrzelił.

W maju 1891 roku wniesiono apelację do sądu wyższej instancji. Izba sądowa nie uwzględniła wniosku i zatwierdziła wyrok Sądu Okręgowego. Barteniew miał spędzić 8 lat życia w katordze i na 7 lat zamieszkać na Syberii.

Czy wyrok był sprawiedliwy? Pewności nie ma i prawdy już raczej nigdy się nie dowiemy. Warszawska prasa długo żywiła się dramatem, jaki rozegrał się przy Nowogrodzkiej. Opinie dziennikarzy o zbrodni i jej ofierze były ambiwalentne – jeden z anonimowych komentatorów (prawdopodobnie był to Antoni Sygietyński) stwierdził nawet otwarcie:„szkoda aktorki, nie szkoda człowieka”.

Jeszcze dłużej od plotek związanych ze zbrodnią huczała warszawska ulica. Jedni twierdzili, że rozwiązła aktorka opętana myślą o śmierci, zmęczona toczącą się wokół niej grą pozorów, wykorzystała miłość rosyjskiego oficera, aby w ten sposób rozstać się z życiem, inni twierdzili, że jej dziwne zainteresowania były jedynie pozą i została z zimną krwią zamordowana przez kochanka, którego chciała porzucić.

Byli też tacy, którzy wierzyli w prawdziwą miłość, która połączyła nieszczęśliwą parę. Według nich, kiedy kochankowie zdali sobie sprawę, że nie jest im pisane wspólne życie, że dzieli ich status społeczny, narodowość, cele, jakie sobie stawiają, zrozpaczeni postanowili wspólnie popełnić samobójstwo. Tyle że Barteniew na końcu stchórzył. Pokutować miał za to do końca życia. Ostatecznie Car ułaskawił go i zamienił ciężkie roboty na służbę na Kaukazie, nie pozbawiając prawa do awansu. Kara nie trwała długo i wkrótce Barteniew wrócił w rodzinne strony i osiadł w majątku w gubernii tambowskiej. Barteniew nigdy się nie ożenił. Powiadano, że zbiegł z Rosji po Rewolucji Październikowej i zatrzymał się w Warszawie. Często nad grobem Wisnowskiej widywano włóczęgę, który przychodził na Powązki z przytułku zwanym „Cyrkiem” przy Dzikiej. W zmarł 1932 roku, znaleziono przy nim dokumenty na nazwisko Aleksander Barteniew.

Grób Marii Wisnowskiej na warszawskich Powązkach.

Historia burzliwego romansu i owianego do dziś tajemnicą morderstwa zainspirowała wielu autorów. Julij Jelec, pułkowy kolega Barteniewa, napisał prawdopodobnie w 1891 roku romans w trzech częściach „Choroba wieku”, w roku 1925 późniejszy laureat Nagrody Nobla, Iwan Bunin, stworzył „Sprawę korneta Jełagina”. Kanwą powieści były akta procesu wydane w 1891 roku w Petersburgu. Twórcą romansu „Maria Wisnowska w więzach tragicznej miłości” był Stanisław Antoni Wotowski. W roku 1974 Władysław Terlecki napisał „Czarny romans”.

Myślę, że sporo racji miał Stanisław Milewski, kiedy po latach napisał, że tragedia Wisnowskiej mogła się wydarzyć jedynie w tak absurdalnym miejscu, jakim było miasto ochrzczone przez Nowaczyńskiego Parszawą, gdzie krzyżowała się obca przemoc z rodzimą, zakłamaną moralnością i gdzie toczyła się gra pozorów, jaką najczęściej bywa nasza egzystencja. „Sprawa Wisnowskiej jest niemal klinicznym przypadkiem, widowiskowym wręcz przykładem takiej gry; teatr stał się tu życiem, a życie teatrem” – stwierdził Milewski.

Dlaczego Barteniew zabił Wisnowską? Czy chodziło o zazdrość, czy największą rolę odegrały tu niespełniona miłość i zawiedzione nadzieje na normalne życie? Tego nigdy się nie dowiemy. Złożona osobowość Wisnowskiej nie pozwala dowieść prawdy, a zeznania Barteniewa mimo pozornej przejrzystości, tylko zacierają ślady po wydarzeniach z tamtej czerwcowej nocy.

W pustych przez dziesiątki lata oknach garsoniery w kamienicy przy Nowogrodzkiej, według opowiadań okolicznych mieszkańców, późną porą pojawia się czasami sylwetka pięknej kobiety w sukni z innej epoki – zauważona przez przypadkowego przechodnia, rozpływa się w mroku nocy…


Literatura:

Stanisław Milewski, „Skradziona cześć ‚Wisienki’. Anatomia fałszu i manipulacji”, wyd. Papirus, 1991

Agata Tuszyńska, „Wisniowska”, wyd. WAiF, 1990

Agata Tuszyńska, „Maria Wisnowska. Jeśli mnie kochasz – zabij!”, wyd. Twój Styl, Warszawa, 2003

Dodaj komentarz