„Żywe torpedy” – polscy kamikadze

29 czerwca 1939 roku – Odbyła się przysięga pierwszych żołnierzy „Żywych torped” – polskich specjalny oddziałów  formowanych na wypadek agresji III Rzeszy na Polskę. Powstały na wzór japońskich żołnierzy – kamikadze. Złożone były z ochotników, których celem było prowadzenie szczególnie niebezpiecznych zadań bojowych lub akcji mających charakter samobójczy. Trwa spór historyków na temat realnych planów użycia tych oddziałów. Część z nich uważa, że nie został wykorzystany ich potencjał, ale większość uważa, że to był jedynie „straszak” dla Niemców.

Uważa się, że akcja werbunkowa kandydatów do formacji żywych torped została zapoczątkowana 6 maja 1939 roku po publikacji listu otwartego trzech ochotników: Władysława Bożyczki, Edwarda Lutostańskiego i Leona Lutostańskiego w Ilustrowanym Kurierze Codziennym:

„Proszę zamieścić nasz list otwarty w swojem piśmie, ponieważ chcemy dać swoją odpowiedź Hitlerowi na jego żądania. Otóż ja i moi dwaj szwagrowie, wzywamy wszystkich tych Polaków, co chcą niezwłocznie oddać życie za Ojczyznę, jednak nie w szeregach armji razem ze wszystkimi, lecz w charakterze żywych torped z łodzi podwodnych, żywych bomb z samolotów, w charakterze żywych min przeciwpancernych i przeciwczołgowych.

Każda zmarnowana torpeda, bomba i mina kosztuje dużo pieniędzy, których nadmiaru nie mamy. Każdy okręt nieprzyjacielski, czołg, pancerka, może i tak kosztować życie kilkunastu żołnierzy, zaś jeden człowiek zdecydowany może oddać tylko jedno swoje życie, jako żywy pocisk, czy w torpedzie, bombie lub minie. Człowiek w torpedzie zawsze znajdzie ten cel, w który zechce trafić i tem samem zaoszczędzi życie innym żołnierzom, zniszczy zaś wielu wrogów.

Do tego celu nie są potrzebni ludzie zupełnie zdrowi z kategorją A, B czy C, lecz może to być nawet człowiek ułomny, lecz silny duchem, który twardo postanowił oddać życie dla Ojczyzny bez reszty, bo musi przede wszystkiem powiedzieć sobie, że dla niego w ogóle niema szansy ocalenia. Właśnie tacy ludzie są nam potrzebni. Nie wątpię, że takich, jak my, zgłosi się tysiące, ale te tysiące będą kosztowały wroga miljony złotych i setki tysięcy ludzi.

W ten sposób chcemy oddać nasze życie w ręce Marszałka Polski Śmigłego-Rydza, ażeby zużytkować je jak najskuteczniej w obronie Ojczyzny. Proszę nie myśleć, że my to robimy z jakiejś rozpaczy, czy czegoś podobnego. Ja jestem urzędnikiem państwowym, szwagier jest pracownikiem miejskim, drugi szwagier jest masarzem, zarabiamy nieźle, jesteśmy silni i zdrowi. Tylko nie wiemy, gdzie się mają zwracać kandydaci. Proszę to wydrukować!”

Podpisy: Władysław Bożyczko, Edward Lutostański, Leon Lutostański, — Warszawa 24, Poprzeczna 7. m . 10.

Według powojennych wspomnień Edwarda Lutostańskiego zamysł do napisania tej odezwy zrodził się podczas dyskusji trzech mężczyzn 28 kwietnia 1939 roku jako reakcja na komunikat o zerwaniu przez III Rzeszę deklaracji o niestosowaniu przemocy z Polską oraz po zapoznaniu się z doniesieniami o przypadkach japońskich żołnierzy, którzy w czasie wojny chińsko-japońskiej polegli śmiercią samobójczą atakując pozycje przeciwnika torpedami Bangalore.

Inicjatywy tego typu pojawiały się jednak już klika lat wcześniej i mogły mieć związek z działalnością kontrwywiadu polskiego wśród młodych, patriotycznie nastawionych obywateli. Pierwsze znane zgłoszenie się do misji samobójczej na wypadek wojny pochodziło z 1937 roku. Był to list mata rezerwy Stanisława Chojeckiego do marszałka Polski, Edwarda Rydza-Śmigłego.

Nabór do żywych torped z 1939 roku był początkowo prowadzony spontanicznie jako akcja obywatelska i polegał na zbieraniu zgłoszeń przez redakcje prasowe oraz organizacje paramilitarne i społeczne w Polsce. Z czasem w związku ze znacznym zainteresowaniem i odzewem społeczeństwa na taką formę walki deklaracje zaczęło przyjmować wojsko.

Do udziału w walce w charakterze żywych torped zgłosiło się do 31 sierpnia 1939 roku około 4700 osób, w tym około 150 kobiet. Przeważali młodzi ludzie w wieku 18-28 lat, mieszkający przeważnie w miastach i pracujący zwykle w charakterze urzędników lub w usługach. Do przeszkolenia w celu udziału w niebezpiecznych zadaniach bojowych Wojska Polskiego zostało skierowanych około 330 osób.

Najbardziej znany i najlepiej udokumentowany był zaciąg przeprowadzony przez Marynarkę Wojenną Rzeczypospolitej Polskiej. Chociaż marynarka wojenna oficjalnie nie przewidywała w założeniach taktycznych wykorzystania broni samobójczej zgłoszenia ochotników do jej obsługi były rejestrowane i poświadczane zawiadomieniem podpisanym w imieniu Szefa Sztabu Kierownictwa Marynarki Wojennej w Warszawie przez komandora porucznika Eugeniusza Pławskiego. Był to wówczas jedyny przypadek na świecie, w którym siły zbrojne publicznie przyjmowały cywilów niezależnie od wieku i płci do oddziałów samobójczych.

Zachowały się wspomnienia świadków na temat projektów torped, między innymi Jana Szumiaty, który miał się zgłosić w Gdyni jako ochotnik do samobójczych akcji. Zgodnie z jego relacją oficer, z którym rozmawiał, mówił wiele o samej torpedzie oraz zapewniał go, że w razie potrzeby zostanie zmobilizowany. Inny ochotnik, Marian Kamiński, mówił nawet, że odbył specjalne szkolenie podczas którego oficerowie pokazywali mu i pozostałym 82 ochotnikom film instruktażowy. Zgodnie z nim polska armia miała mieć wyprodukowanych 16 torped rodzimej produkcji gotowych do akcji.

Zgodnie z relacją Kamińskiego, torpeda miała mieć 8 metrów długości i ważyć prawie pół tony, przewożąc 200 kg ładunku wybuchowego. Opisana przez świadka torpeda przypominała nieco istniejącą konstrukcję, mianowicie włoską torpedę samobieżną Maiale, która była na wyposażeniu armii Mussoliniego od roku 1936. Relacje innych świadków, w tym i Jana Szumiaty, różnią się jednak znacząco. Z powodu wybuchu II wojny światowej do kursu jednak nie doszło.

W czerwcu 1939 roku w Oddziale II Sztabu Głównego Wojska Polskiego stworzony został referat do spraw żywych torped. Jego zadaniem było organizowanie przeszkolenia ochotników do wykonywania bardzo niebezpiecznych zadań bojowych w czasie wojny, szczególnie akcji dywersyjnych. Od 30 czerwca 1939 roku rozpoczęto tworzenie specjalnych oddziałów szturmowych i dywersyjnych w ramach piechoty i lotnictwa.

W tym samym czasie w Sanoku w 2. Pułku Strzelców Podhalańskich utworzono Samodzielny Batalion Szturmowy nazywany batalionem śmierci. Składał się on z około 100 żołnierzy. We wrześniu 1939 roku jednostka ta przeprowadziła operację dywersyjną w okolicach Bogumina. Żołnierze batalionu, którzy nie zginęli lub nie dostali się do niewoli kontynuowali później walkę w szeregach Armii Krajowej.

Podobny samodzielny batalion szturmowy powstał w Warszawie w koszarach przy ul. Rakowieckiej. Należący do niego żołnierze nosili mundury lotnictwa polskiego i do 15 września 1939 roku odbywali kurs przygotowujący ich do zadań specjalnych na lądzie i morzu. Po wybuchu wojny zostali skoszarowani w Cytadeli Warszawskiej i oddani do dyspozycji Dowództwa Obrony Warszawy. Uczestniczyli w akcjach specjalnych na zapleczu wojsk niemieckich nacierających na Warszawę. Przeprowadzali akcje przerywania łączności i rozbijali kolumny samochodów niemieckich na: Ochocie, Okęciu i w Wilanowie. Po kapitulacji Warszawy przeszli do walki zbrojnej w konspiracji.

15 sierpnia 1939 roku Rejonowa Komenda Uzupełnień w Poznaniu rozpoczęła przyspieszony kurs dla ochotników do żywych torped na pilotów szybowcowych i skoczków spadochronowych. Przerwany on jednak został 1 września 1939 roku. Z relacji ochotników wiadomo również, że także w innych miejscach Polski formowane były jednostki wojskowe określane jako żywe torpedy. Z powodu braku dokumentów i skromnych danych nie jest możliwe ich bliższe sprecyzowanie.

W nieco bardziej zbliżonej do pierwotnej formy żywe torpedy miały brać udział w walkach prowadzonych przez Armię Pomorze. Jej dowództwo postanowiło wykorzystać ochotników do zniszczenia mostu pontonowego wybudowanego przez Niemców. W zamyśle żołnierze mieli płynąć z pływakami w kształcie trójkątów na których miały być umieszczone ładunki wybuchowe. Pomysł nie został zrealizowany – po pierwsze, w chaosie odwrotu nie odnaleziono listy ochotników do tego typu zadań, po drugie, aby zrealizować to zadanie, ochotnicy musieli bardzo dobrze pływać, a i z tym był duży problem.

Jedyny znany przypadek wykorzystania żywych torped w 1939 roku do akcji, których charakter był samobójczy miał miejsce podczas obrony Warszawy. Podczas walk o miasto, Stefan Starzyński ogłosił apel do mieszkańców o potrzebie zorganizowania formacji obrony cywilnej, której zadanie polegało na likwidacji niemieckich gniazd karabinów maszynowych. Do udziału w przedsięwzięciu zgłosiło się około 1000 ochotników, którzy przenosili ładunki wybuchowe pod stanowiska ogniowe nieprzyjaciela. Oddział ten walczył w obronie Warszawy na Czerniakowie.

W czasie kampanii wrześniowej dowództwo niemieckie znając doniesienia o organizowaniu się w Polsce ochotników do żywych torped miało na uwadze możliwość zetknięcia się z tym zjawiskiem. W związku z obawą o możliwość pojawienia się ataków samobójczych na jednostki niemieckie podjęło środki w celu zminimalizowania zagrożenia z ich strony podczas prowadzenia działań wojennych jak również po zakończeniu walk na terenie Polski.

Kwestią żywych torped w latach 1939-1940 zajmował się szczególnie niemiecki wywiad wojskowy Abwehra. Z zachowanej notatki z 1940 roku wynika, że na podstawie zdobytych list sporządzonych dla Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej wyselekcjonowano 850 osób, które uznano za niebezpieczne i podjęto ich poszukiwania.

Sprawą tropienia ochotników do żywych torped w latach 1939-1945 zajmowało się też Gestapo. Znane są przypadki aresztowań osób, z powodu złożenia w 1939 roku deklaracji do tego rodzaju formacji.

Według ekspertów „żywe torpedy” nie mogły stanowić pełnowartościowej broni, która przynosiłaby na polu wal­ki same korzyści. Tym bardziej należy sceptycznie podchodzić do polskiej inicjatywy tworzenia samobójczych jednostek. Już w 1938 r. wybitny in­żynier Aleksander Potyrała na łamach czasopisma „Przegląd Morski” otwarcie krytykował takie pomysły:

„Łatwiej jest bowiem zdecydować się na śmierć, niż będąc zamkniętym w żywej torpedzie trafić w nieprzyjacielski okręt płynący – w dodatku z dużą szybkością zygza­kiem i czujnie badający okoliczne wody przy pomocy aparatów podsłuchowych. Zresztą siła militarna państwa nie może leżeć w samobójstwie jego obywateli”.


Literatura:

Benedyczak Waldemar, Samotni wojownicy, Lampart, Warszawa 1995;

Klatka Narcyz, Polskie żywe torpedy w 1939 roku, Gdański Dom Wydawniczy, Gdańsk 1999.

Wytrych Mateusz, Jeśli zajdzie taka potrzeba… Polskie żywe torpedy, „W drodze”, nr 9, 2009.

Dodaj komentarz